wtorek, 8 listopada 2011

Mechanizmy obronne

Każdy człowiek ma problemy, mniejsze , większe, każdym czasem targają emocje. W ciągu całego życia następują momenty, zdarzenia, które sprawiają, że zachodzą w nas zmiany. Część osób, myślę, że większa część, doskonale radzi sobie z tymi doświadczeniami i emocjami, które one wyzwalają. Nie wiem dlaczego, ja nie potrafię. Właściwie do pewnego momentu umiałam panować nad emocjami, obawami. Ale teraz emocje panują nade mną, obawy przerodziły się w lęki, które uniemożliwiają mi codzienne funkcjonowanie. 
Trwa drugi tydzień terapii. Moja grupa terapeutyczna poznaje się coraz lepiej, powoli się przed sobą otwieramy, przestajemy się siebie wstydzić, coraz łatwiej przychodzi nam mówienie o sobie, o swoich przeżyciach. Zaczynamy mieć do siebie zaufanie. W opowiadanych historiach każdy znajduje cząstkę siebie. A to bardzo pomaga, wreszcie jesteśmy otoczeni ludźmi, którzy rozumieją nasze rozterki, nasze zachowania, wśród osób, które przeżywają to, co my. Okazuje się, że nie jestem osamotnionym freak'iem, rozpieszczonym, niezdecydowanym dzieckiem, niewiedzącym , czego chce od życia. Świadomość, że nie tylko ja mam problem z emocjami, że nie tylko ja boję się rzeczywistości dodaje otuchy. Pragnę pomocy ze strony współpacjentów i sama chcę pomóc. Potrzebuję ich, ich zrozumienia, ich akceptacji, ich otwartości, powstrzymywania się od oceniania. Chcę dotrwać do 20. stycznia, chcę się zmienić, znaleźć zdrowe podejście do życia, wypracować w sobie mechanizmy obronne.
Ale strach mnie nie opuszcza. Boję się, że do końca życia będę potrzebowała pomocy terapeuty, że nigdy nie pozbędę się uczucia chaosu. Obawiam się tego, że obecna terapia pomoże mi tylko na jakiś czas, że po pewnym czasie znów się pogubię. 
Przede mną długa droga, która nie wiem dokąd mnie zaprowadzi. Ale jest nadzieja, znów jest...

piątek, 21 października 2011

Przekuwanie

Ciężko określić to, co mną miota. Złość, żal, bezsilność, pretensja do siebie i do wszystkich dookoła. Ale z jakiego powodu? O co mam żal? Dlaczego czuję się bezsilna, mimo że pragnę zmiany. Bezsilna wobec siebie i innych. Jestem zła na siebie, nieustannie rozpamiętuję, analizuję, a to do niczego dobrego nie prowadzi. Czekam na 31. października, mam nadzieję się odbudować, przekonstruować swoje myślenie, nastawienie.
Wczoraj, mając już dość samej siebie, przerzuciłam swoje złe emocje na przedmioty martwe. Wyżyłam się. Po prostu zaczęłam sprzątać. Zabrałam się za te miejsca, które zazwyczaj omijam, bo wyczyszczenie ich jest pracochłonne i męczące. Czyli szorowałam wnętrze piekarnika, katorga. Następnie pokrętła kuchenki, zrobione z łatwo się brudzącego i trudno czyszczącego gumopodobnego materiału (o paskudny producencie kuchenek!). Na koniec zostawiłam efekty działalności artystycznej Kluski, czyli ślady kredek i ołówka na ścianach. 
Efekt? Lśniąca kuchnia i nieco ukojone nerwy. I jeden złamany paznokieć;] jest dobrze, powiedzmy 5/10.


czwartek, 13 października 2011

sms

"(...) bądź dobrą mamą, skup się na Niej, myśl pozytywnie i dawaj sobie dozy szczęścia, mnie pisz o marzeniach i pragnieniach i dużo się uśmiechaj"

sobota, 17 września 2011

MAKARA SANKRATI

Powinnam poczekać z tym wpisem do zimy, do moich urodzin. Ale notka w książce Kingi Choszcz zmusiła mnie do uśmiechu i pomyślenia sobie: "Ha!".
Otóż 14. stycznia Hindusi obchodzą święto przejścia Słońca w znak Koziorożca (makara to znak Koziorożca, sankrati znaczy przejście), przejścia Słońca na półkulę północną. Uważają go za najważniejszy dzień w roku, rozpoczynający sześciomiesięczny okres pomyślności. Przez następne pół roku w realizacji zamierzonych celów będzie pomagała siła czerpana ze Słońca, które symbolizuje wiedzę, wewnętrzne światło i mądrość.
Święto obchodzone jest w piękny sposób, najczęściej poprzez puszczanie kolorowych latawców - symboliczną ofiarę dla Słońca.
Zatem urodziłam się w szczególnym dniu:) na następne urodziny przygotuję latawce!



Kinga Choszcz,
Pierwsza wyprawa. Nepal,
2011, wyd. Bernardinum,
seria Biblioteka Poznaj Świat

poniedziałek, 12 września 2011

czwartek, 8 września 2011

Sok w kartoniku

Lubię kupować mojej małej Klusce soki w kartoniku, z rurką. Rozczula mnie, gdy swoimi małymi rączkami trzyma kartonik i w skupieniu pije sok przez rurkę. Przypomina mi się moje dzieciństwo. Moja mama też zawsze miała w zapasie dla mnie sok w kartoniku.
Zabawne, jak drobne przedmioty, czy czynności potrafią przywołać wspomnienie bycia dzieckiem, wspomnienie beztroski. Gdy pomyślę "dzieciństwo", przypominam sobie moje zielone kalosze z pomarańczową podeszwą, Pepsi-Colę pitą na spacerach z dziadkiem, chodzenie po śladach ptaków na śniegu i soki w kartoniku.
Następnym razem na przechadzce z Kluską kupię dwa kartoniki soku - jeden dla Kluski, drugi dla siebie:)